HIGHWAY TO ŚNIEŻKA
Kto nie lubi chodzić po górach? Chyba tylko ten, kto jest tutaj przez przypadek (i ja w pierwszych 40 min. wchodzenia). Dopiero zaczynam tak naprawdę chodzić po górach, ale sprawia mi to ogromną przyjemność i satysfakcję. Poniżej możecie przeczyta relację z mojego wejścia na Śnieżkę.
W szkole należę do kółka geograficzno-historycznego, które w tym tygodniu pojechało na wycieczkę do Karpacza. Na drugi dzień wyjazdu mieliśmy zaplanowane wyjście w góry. Oczywiste było, że dostając wybór, zdecyduję się na dłuższe wejście na Śnieżkę zamiast krótszego do Świątyni Wang.
Jak już wcześniej wspomniałam początek, czyli jakieś pierwsze 40 min. było dość męczące i nastąpił u mnie delikatny kryzys. Minął na szczęście szybko, a ja podziwiałam widoki i korzystałam z towarzystwa znajomych.
Szczerze mówiąc, gdy wchodząc na szlak spojrzałam w stronę szczytu, myślałam, że jest dalej i dojście tam zajmie sporo więcej czasu. Okazało się jednak, że tą odległość pokonaliśmy szybciej niż określają drogowskazy. Już do końca dnia średnio czułam odległość; a przeszliśmy ok.27 km.
Dosyć szybko ze szlaku było widać Śnieżkę i idących po jej grani ludzi. Automatycznie (niestety) skojarzyłam to ze zdjęciem wycieczek na Everest. My poszliśmy jednak drogą, która była w trochę mniejszym stopniu zaludniona. Wybrane przez nas zejście do Karpacza prowadziło długą, okrężną drogą. Jednak im dalej w ,,las” tym mniej ludzi spotykaliśmy; w pewnym momencie nie było z nami nikogo. Idąc tam samemu, można się naprawdę odciąć od świata.
W końcu głodni (bardzo głodni) dotarliśmy do schroniska PTTK Odrodzenie. Nazwa nie przypadkowa, bo po posiłku wszyscy zregenerowani i odrodzeni ruszyliśmy w dalszą drogę. I to ten fragment, zielony szlak w stronę Karpacza podobał mi się tego dnia najbardziej. Było tam naprawdę ślicznie, pusto, błotniście i słonecznie. Nawet drewniane kładki, po których prowadziła trasa nie męczyły oka. Nawet tam pasują.
Po tej wycieczce, mogę jeszcze ocenić wodę prosto ze strumienia w Karkonoszach, która nie wiem na ile czysta, ale była dobra.
Oby było więcej zdobytych przeze mnie polskich szczytów!